Od godziny 13.00 nastał okres największego napięcia nerwów w Belwederze. Losy Belwederu stały na jednej karcie. Sprawa stała tak, że o ile gen. [Michał] Żymirski z posiłkami nadejdzie, to będzie dobrze, jeżeli nie nadejdzie, to będzie źle. [...]
Walki przeniosły się w bezpośredni obręb Belwederu. Sytuacja wymagała nowej i prędkiej decyzji. Pan prezydent [...] dał rozkaz, aby oficerowie obsadzili okna pałacu. Było to dla nas znakiem, że prezydent jest zdecydowany bronić Belwederu do ostatka. [...]
Płk Anders, dowiedziawszy się o rozkazie prezydenta o pozostaniu w Belwederze, pobiegł na górę i zaczął jeszcze raz wymownie przekonywać, że się potrafimy na Wilanów przedostać. Przybyłem dopiero pod koniec tej sceny i słyszałem jeszcze, jak płk Anders mówił, że się wprawdzie nieprzyjacielowi na rozkaz poddać można, ale nigdy buntownikom i że żołnierzowi nie pozostaje w tym wypadku nic innego, jak umrzeć. Na to prezydent powrócił do pierwszej koncepcji i dał rozkaz do wycofania się na Wilanów. [...]
Teraz nastąpiła scena wysoce dramatyczna. Zeszliśmy do westybulu, ministrowie stali na schodach, a my na dole. Nastrój był bardzo podniosły. Wyniesiono Sztandar Państwa. Generał Malczewski kazał nam podnieść rękę do przysięgi i przysiąc, że o ile przyjdzie do przebijania się na Wilanów, to prędzej polegniemy, ale Sztandaru Państwa i osoby Prezydenta Rzeczpospolitej w ręce buntowników nie wydamy. Potem zaintonował Rotę Konopnickiej. Odsłoniliśmy głowy. Po odśpiewaniu Roty, gen. Suszyński rozdał nam karabiny, a gen. Malczewski dał rozkaz, by wszyscy oficerowie znajdujący się w Belwederze tworzyli bezpośrednią osłonę Sztandaru Rzeczpospolitej i pana prezydenta. Płk Anders dał hasło do zbiórki na tylnim tarasie pałacu. Pan prezydent zszedł, stanął koło sztandaru i, krocząc na czele naszej grupy oficerskiej, rozpoczął marsz na Wilanów.
Warszawa, 14 maja
Stanisław Haller, Wypadki warszawskie do 12 do 15 maja 1926 r., Kraków 1926, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Reszta niezwykłego korowodu skierowała się ku Siekierkom. Na czele szedł pułkownik Anders z małym oddziałem żołnierzy, dalej w towarzystwie kapelana prezydent Wojciechowski, jak zawsze sztywny, wyprostowany, w czarnym tużurku i meloniku, wreszcie ministrowie otoczeni zbrojną strażą generalską. Na wysokości koszar szwoleżerskich padły pierwsze strzały. Prezydent, który odmówił zajęcia miejsca w jedynym towarzyszącym nam samochodzie, szedł nadal nieporuszony. Gdy pułkownik Anders zarządził krótki postój i z jakiegoś domu wyniesiono dla prezydenta krzesełko, postawił je ostentacyjnie na środku drogi i siadł spokojnie w najdalej widocznym, najbardziej narażonym miejscu. Kul, które nad jego głową dzwoniły po okrytych pierwszymi wiosennymi pąkami gałęziach, nie raczył zauważyć.
Warszawa, 14 maja
Kajetan Morawski, Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice, Paryż [1961], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Marszałek Rataj przybył do Wilanowa już bardzo późną nocą. W rozmowie z nami oświadczył, że nie nalega na naszą decyzję, jednak widzi beznadziejność dalszej walki, która, w warunkach wytworzonych, poza rozlewem krwi nic przynieść nie może. Jeśliby prezydent i rząd zdecydowali się na ustąpienie, to on mógłby się podjąć pośrednictwa między rządem i Piłsudskim, mimo że dla niego będzie to sprawa bardzo ciężka i przykra. Po złożeniu tego oświadczenia wyszedł, zostawiając nas w pokoju samych. Po jego wyjściu rozpoczęła się bardzo ożywiona i szeroka narada. Na życzenie prezydenta Wojciechowskiego zaprosiłem do niej także płk. Andersa.
Narada obfitowała w bardzo ciężkie, a nawet tragiczne momenty. Prezydent Wojciechowski zdecydował się bez namysłu na swoje ustąpienie i doradzał rządowi, ażeby zrobił to samo. Najmocniej ze wszystkich ministrów opierał się [Jerzy] Zdziechowski, uważając ustąpienie przed buntem za niedopuszczalne i kompromitujące. Dość niezdecydowanie popierał go dr [Władysław] Kiernik. Minister spraw wojskowych Malczewski, powiedziawszy kilka zdań, padł z głośnym płaczem na podłogę. Płk Anders siedział, zdawało się, zupełnie nieruchomo z oczami utkwionymi w ziemię. Obserwowałem go długo i uważnie. Widać było u niego tłumiony gniew, gryzący żal, a niezawodnie i palący wstyd. W pewnej chwili porwał się prawie gwałtownie, protestując przeciwko kapitulacji przed buntem i zbrodnią. Wystąpienie jego wywołało wstrząsające wrażenie. Uspokoił go dopiero prezydent Wojciechowski długą przyjacielską prośbą i ojcowskimi perswazjami.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Sikorski: Oświadczenie o amnestii nie jest wykonywane. Dużo i to najcenniejszych naszych ludzi znajduje się jeszcze w obozach pracy i w więzieniach.
Stalin (notując): To jest niemożliwe, gdyż amnestia dotyczyła wszystkich i wszyscy Polacy są zwolnieni.
Anders: Nie jest to zgodne z istotnym stanem rzeczy. Posiadam w wojsku ludzi, których zwolniono zaledwie przed paru tygodniami i którzy stwierdzają, że w poszczególnych obozach zostały jeszcze setki, a nawet tysiące naszych rodaków.
Sikorski: Nie naszą jest rzeczą dostarczać rządowi sowieckiemu dokładne spisy naszych ludzi, ale pełne listy mają komendanci obozów. Mam ze sobą listę około 4 tysięcy oficerów, których wywieziono siłą i którzy znajdują się jeszcze obecnie w więzieniach i w obozach pracy, nawet sam ten spis nie jest pełny, zawiera bowiem tylko nazwiska, które udało się zestawić z pamięci. Poleciłem sprawdzić, czy nie ma ich w Kraju, z którym mamy stałą łączność. Okazało się, że nie ma tam żadnego z nich, podobnie jak w obozach jeńców na terenie Niemiec. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.
Stalin: To niemożliwe. Oni uciekli.
Anders: Dokądże mogli uciec?
Stalin: No, do Mandżurii.
Moskwa, 3 grudnia
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Ja już wydałem wszystkie rozkazy, by ich [polskich jeńców w ZSRR] zwolnić. Mówią, że [są] nawet na Ziemi Franciszka Józefa , a tam przecież nikogo nie ma. Nie wiem, gdzie są. Na co mam ich trzymać? Być może, że znajdują się w obozach na terenach, które zajęli Niemcy, rozbiegli się...
Moskwa, 18 marca
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
P. 2028 Radiogram z Cairo
Otrzym[mane] 3 VIII 44, g[odzina] 11.35
Natychmiastowy
Gen. Anders do rąk własnych — Depesza Nr 4185 z Londynu
Dowódca Armii Krajowej rozpoczął w dniu 1 sierpnia walkę o Warszawę. Bardzo pożądany byłby chociaż symboliczny udział w niej oddziału regularnego naszego wojska. Jedyną tego rodzaju możliwością jest zrzucenie na spadochronach zmniejszonej kompanii komandosów (umiejących skakać ze spadochronem). Nie mogąc skomunikować się z Naczelnym Wodzem, który jest w podróży, proszę bezpośrednio Pana Generała o wydanie zarządzeń przygotowawczych do użycia takiej kompanii, podając odwrotnie termin i miejsce gotowości oraz stan i uzbrojenie. Zamelduję o tej prośbie Naczelnemu Wodzowi natychmiast po Jego przybyciu.
Szef Sztabu N[aczelnego] W[odza] — 4185/6889
Rozszyfr[owane] 3 VIII 44, g[odzina] 14.50
[Innym charakterem pisma] Natychmiast przeradiować do N.W. do Rzymu
[Druga strona dokumentu:]
Nad[ane] 3 VIII 44
Natychmiast
Szef Sztabu N.W. Londyn
Depeszę 4185/6889 przetelegrafowałem do Rzymu do N.W., który stamtąd 4 sierpnia odlatuje do Londynu. Oddziału odpowiedniego nie mam.
Osobiście uważam decyzję dowódcy Armii Krajowej za nieszczęście.
Anders
Otrzym[ane] 3 VIII 44, g[odzina] 19.35
Rozszyfr[owane] g[odzina] 20.00
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
[...] 3. Przeżywamy całem sercem smutną tragedię stolicy. Nie mając dość słów uznania dla bohaterstwa ukochanych naszych braci, nie możemy jednak zrozumieć, kto i dla jakiego celu, mimo wyraźnego zakazu Pana Generała, wpłynął na tak tragiczną decyzję dowódcy Armii Krajowej.
Żołnierze 2 Korpusu są zdumieni i pełni oburzenia obecnym stanowiskiem naszego Rządu za to, że: wobec morderstw i aresztowań dokonywanych przez bolszewików w stosunku do żołnierzy Armii Krajowej oraz administracji krajowej, których pchnęło do współpracy z bolszewikami, Rząd Polski okłamuje opinię świata. Komunikaty Rządu głoszą o współpracy A[rmii] Kraj[owej] z armią czerwoną — omalże idylla.
4. Zamiast krzyczeć na świat cały o zbrodniach bolszewickich, Premier Rządu, Minister Spraw Zagranicznych oraz Prezes Rady Narodowej, pomijając godność Narodu, pertraktują w tej chwili ze zdrajcami Kraju. Niesłychane zakłamanie dla celów nikomu nie znanych, ani nie dających się niczem wytłumaczyć, przeraża i do głębi oburza nas żołnierzy, a przyjaciołom naszym amerykańskim i brytyjskim wytrąca broń z ręki.
Jak mogą oni zrozumieć idyllę współpracy w Kraju z bolszewikami i nasze obawy oraz wrogie nastawienie do bolszewików i zdrajców Kraju.
Proszę Pana Generała, aby przedstawił mój meldunek Panu Prezydentowi.
Uważamy, że chwila obecna jest ostatnią dla powzięcia decyzji. [Dalej tekst skreślony: Ludzie, którzy śmią pertraktować ze zdrajcami Kraju, sami stają się takimi].
Anders
9 sierpnia
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
Radiogram
Gen. Przewłocki, Mottola,
dla — płk. Hańcza
Baza Nr 11
Na depeszę T.H. i 101715B.
1. Zrobiłem natychmiast wszystko co w mojej mocy i uzyskałem zapewnienie jak najdalej idącej interwencji.
Jesteśmy do głębi wstrząśnięci tragedią stolicy.
2. Proszę wysłać do Warszawy następującą depeszę:
„Zrobiłem wszystko, co w mej mocy, by Wam pomóc. Każdem tętnem krwi i myślą jesteśmy z Wami. Oddajemy hołd najwyższy Waszemu bohaterstwu. Serce nam się krwawi na myśl o tragedii naszej stolicy. Nie upadajcie na duchu. Bóg da, prędko przyjdzie czas, że razem weźmiemy całkowity krwawy odwet.
Anders”
12.8.44
Otrzymane 13 VIII, 22.00
Zaszyfr[owane] 13 VIII, 22.30
Nad[ane] 14 VIII, 9.17
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
Radiogram z Cairo
Otrzym[ane] 20 VIII, g[odzina] 16.00
Gen. Anders — Depesza Nr 4478 z Londynu:
Proszę rozważyć, czy depesza Pana Generała do Kraju może być przekazana w tej formie. Zawiera ona ustępy ce pomocy, za które Kraj mógłby mieć później żal do Pana Generała. Mam na myśli oświadczenie co do dokonanej skutecznej interwencji oraz słów zachęty do oporu, podczas gdy Warszawa oczekuje zrzutów, zrzutów i jeszcze raz zrzutów. Wilson [naczelny dowódca sił alianckich] i Slessor [dowódca brytyjskiego lotnictwa], jak już Panu Generałowi wiadomo, ponownie wstrzymali loty nad miastem dla polskich i dla brytyjskich załóg, ze względu na poniesione straty kilkunastu samolotów. Od trzech dni Polacy mają pozwolenie jedynie w okolice Warszawy, Anglicy jedynie w południowo-zachodni obszar kraju. Odcięta Warszawa co dzień domaga się zrzutów na Śródmieście. Meldowałem osobiście do W[ilsona] i S[lessora], by nie wysuwali argumentów strat, bo cóż oznaczają straty kilkunastu samolotów wobec perspektywy upadku Warszawy i grożącej rzezi obrońców i ludności cywilnej. Najbardziej władze centralne zasłaniają się skiem W[ilsona] i S[lessora]. Niech Pan Generał nie ustaje ze strony swej w naciskach. Dotychczas okazana pomoc jest kroplą w morzu, zrzuty muszą być ciągłe, bez względu na wysoki procent strat.
Naczelny Wódz
Rozszyfr[owane] 20 VIII, g[odzina] 17.30
[Dopisek odręczny] Dołączyć depeszę D[owód]cy Korp[usu] do Kraju
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
26 sierpnia o 10.55 Churchill przybył w towarzystwie gen. Alexandra do dowództwa Korpusu. Por. Lubomirski sporządził z rozmowy ze mną następujący protokół.
[...]
Churchill: Nie byliśmy przygotowani do akcji nad Warszawą, ale obecnie czynimy, co jest w naszej mocy, by dać pomoc drogą lotniczą.
Anders: Bolszewicy od trzech lat ciągle nawoływali do powstania. Posuwając się w głąb Polski, zwiększyli jeszcze swoją w tym kierunku propagandę, ogłaszając niedawno, że już są na przedmieściach Warszawy. Lecz od chwili wybuchu powstania, tj. od 1 sierpnia, zupełnie zamilkli i ani palcem nie ruszyli, by Armii Krajowej okazać najdrobniejszą pomoc.
Churchill: Wiem o tym dobrze, nawet Amerykanie zgłosili gotowość lotów z Anglii na Warszawę (50 lotów) z lądowaniem na terenie sowieckim w Połtawie.
Dodał również, że Rosjanie mają zaledwie 30 kilometrów do Warszawy i że nie mieliby żadnych trudności w niesieniu pomocy, podczas gdy Anglicy muszą lecieć aż 780 mil z baz włoskich. [...]
Anders: Nasz żołnierz ani na chwilę nie stracił wiary w Wielką Brytanię. Rozumie, że przede wszystkim Niemcy muszą zostać pobite i wykona każde zadanie prowadzące do tego celu. [...] Ale do Rosji nie możemy mieć zaufania, gdyż ją dobrze znamy i zdajemy sobie sprawę, że wszelkie oświadczenia Stalina, iż chce Polski wolnej i silnej, są kłamliwe i fałszywe. Pragną naszych ziem wschodnich, aby nas łatwiej zniszczyć i przeniknąć głębiej do Europy, którą chcą skomunizować. Sowiety, wchodząc do Polski, aresztują i wywożą w głąb Rosji, tak samo jak w roku 1939, nasze kobiety i dzieci, rozbrajają żołnierzy naszej Armii Krajowej, rozstrzeliwują naszych oficerów i aresztują naszą administrację cywilną, niszcząc tych, którzy przeciw Niemcom bezustannie od roku 1939 walczyli i walczą. My w Warszawie mamy nasze żony i dzieci, ale wolelibyśmy, by raczej zginęły, aniżeliby miały żyć pod bolszewikami. My wszyscy wolimy zginąć walcząc, aniżeli żyć na klęczkach.
Churchill (bardzo wzruszony, stanęły mu łzy w oczach): Powinniście mieć zaufanie do Wielkiej Brytanii, która nigdy was nie opuści — nigdy. Wiem, Niemcy i Rosjanie tępią cały wasz najlepszy element, szczególnie sfery intelektualne. Głęboko wam współczuję. Ale ufajcie, my was nie opuścimy i Polska będzie szczęśliwa.
26 sierpnia
Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939–1945, Londyn 1983.
Radiogram
Londyn — Naczelny Wódz gen. broni Sosnkowski do rąk własnych
Melduję, że w czasie natarcia Korpusu w dniu 26 sierpnia odwiedził mnie w Kwaterze Polowej Premier [Winston] Churchill. Rozmowa trwała 45 minut. Rozmawiał na tematy polityczne najbardziej nas obchodzące. Powiedziałem Mu otwarcie wszystko to, co nas nurtuje. Z przebiegu rozmów jestem zadowolony.
Pobyt Premiera w Korpusie wpłynął w wysokim stopniu dodatnio na morale żołnierzy.
Poruszyłem z Premierem, a także osobno w dniu 24 sierpnia z Marszałkiem Broock[iem], sprawę pomocy dla Warszawy. Obydwaj zapewnili mnie, że pomimo wyjątkowo wysokich strat i trudności będzie zrobione wszystko, co jest możliwe.
Anders
27 VIII 44
Orzym[ane] 29 VIII, g[odzina] 16.30
Zaszyfr[owane] 18.55
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
Radiogram
Londyn — Naczelny Wódz gen. broni Sosnkowski do rąk własnych
Na depeszę 4478:
Dziękuję i bardzo proszę Pana Generała [o] wycofanie depeszy poprzedniej i wysłanie do D[owód]cy Armii Krajowej następującej depeszy:
„Nie ma słów, które by mogły wyrazić nasze uczucia i podziw dla Waszego bohaterstwa. Przeżywamy każdem tętnem krwi tragedię stolicy. Od początku robiliśmy i robimy wszystko co w naszej mocy, by pomóc Wam w dostarczeniu broni. Wasze bezgraniczne poświęcenie i niespotykane w historii bohaterstwo stolicy musi wstrząsnąć sumieniami wszystkich uczciwych ludzi i narodów.
W marszu naszym żołnierskim do Polski jesteście dla nas wzorem potęgi ducha.
Wierzymy głęboko, że z Waszego poświęcenia oraz przelanej krwi żołnierskiej na wszystkich szlakach do Ojczyzny powstać musi Polska niepodzielna, naprawdę wolna, naprawdę niepodległa, taka jaką ma w sercu każdy uczciwy Polak.
Anders”
Otrzymane 28 VIII, g[odzina] 10.00
Zaszyfr[owane] 13.15
Michał Zarzycki, Anders wobec Powstania, Karta nr 42, 2004.
Do ogółu ludności m[iasta] Kielc i woj[ewództwa] kieleckiego:
Czynniki wrogie demokracji, widząc grożącą im klęskę, usiłowały wywołać wojnę domową. W tym celu świadomi agenci bandy andersowskiej dosiedli wypróbowanego konika antysemityzmu. Jako teren doświadczalny obrano Kielce. Po starannym przygotowaniu pchnięto w dniu 4 lipca ciemne masy do akcji morderczej [...]. Nikczemni prowokatorzy użyli stosowanego przy każdym pogromie tricku o mordach rytualnych dzieci katolickich. [...] Zdajemy sobie dobrze sprawę, że ślepym mieczem kieruje ręka świadomej bandy faszystowskiej, którą pomożemy władzom Polski Ludowej utrącić raz na zawsze.
Kielce, 11 lipca
Odezwa w zbiorach Archiwum Państwowego w Kielcach, UWK II, 1242, k. 27–28, [cyt. za:] Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Uprzejmie proszę o rozpatrzenie sprawy i ułaskawienie mojego brata J. U. ur. dn. 1 listopada 1927 r. od winy i kary.
Nadmieniam, że brat mój został skazany na lat 6 więzienia przez Wojskowy Sąd we Wrocławiu w listopadzie 1947 r., pod zarzutem współpracy z Armią Andersa. Przebywa on we Wrocławiu w więzieniu nr 1 przeszło rok czasu.
Powodem tego wyroku było to, że brat mój, jako niepełnoletni, w roku 1947 wraz ze swoją kochanką Niemką, która musiała opuścić Polskę, wyjechał nieprawnie do Niemiec. Wyjazd jego spowodowała choroba i lekkomyślność mojego młodocianego brata, który nie zdawał sobie sprawy z obecnie wynikłych konsekwencji. Przebywał w Niemczech niedługo, iż w tym samym roku, tj. 1947 wracając z powrotem nieprawnie do kraju, został przyłapany na granicy przez MO i oddany do dyspozycji Prokuratury Wojskowej we Wrocławiu, która skazała go na wyżej wspomniany wyrok.
Wobec tego uważam, że wyrok, jaki zapadł oraz zarzuty są niesłuszne, gdyż mój niepełnoletni brat J. nie umiałby się zdobyć na tak haniebny czyn przeciw swojej Ojczyźnie. Dowodem wrogiego stosunku mojego brata do okupanta było to, że cały czas okupacji, jako dziecko, był poniewierany przez barbarzyńskich hitlerowców i wykorzystywany ciężką pracą na roli.
[…] Przejście przez granicę takiego młodego chłopca nie było niczym więcej jak tylko fantazją i wypływem niedostatecznego wychowania przez rodziców, które spowodowała długoletnia wojna i oddalenie go od domu.
[…]
Proszę o rozpatrzenie sprawy i przychylne załatwienie mej prośby.
Opole, 25 listopada
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Nad pochodem pojawiają się monstrualnej wielkości karykatury. Oto [Allen] Dulles ściska gorąco dłoń Czang Kai-Szekowi, to samo czyni [Konrad] Adenauer i [Władysław] Anders. Nie mają czego szukać na warszawskiej, pogodnej majowej ulicy, która opowiada się za pokojem i współpracą między narodami. A oto pojawia się inna karykatura: człowiek w marynarce o jednym rękawie zbyt krótkim, jednym zbyt długim, o pokracznych spodniach. „Tak wyglądam dzięki tobie, brakorobie – głosi napis. Tak nie chcemy się ubierać”.
Warszawa, 1 maja
„Trybuna Ludu”, 2 maja 1955, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Minęło nas chyba już dwa tysiące ludzi, a to dopiero początek pochodu. „We don’t want Russians In Poland” [Nie chcemy Rosjan w Polsce], ale to tylko jeden z pierwszych transparentów daleko, daleko, w tym wielokilometrowym pochodzie. [...] Flagi nie tylko polskie, ale i innych narodów uciemiężonych. [...]
Pierwsza idzie wielka grupa czesko-słowacka, za wielkim sztandarem czesko-słowackim ślicznie ubrane w stroje narodowe dziewczęta czeskie niosą transparent żądający wolności dla Czechosłowacji. [...] Grupa łotewska jest po polskiej i czeskiej chyba najliczniejsza. Za Łotyszami bratni naród — Litwini. [...] A za nimi zaraz potężne, długie tłumy Armii Krajowej, na czele generał „Bór” Komorowski, koło niego szef sztabu generał Pełczyński. [...] To już po prostu nie kończące się szeregi, wielotysięczne szeregi ludzi, którzy wyszli razem z generałem Andersem z Rosji, czy później jakimś cudem wydostali się. Teraz maszerują tutaj, aby zaprotestować przeciwko tej tyranii, która gniecie Polskę, aby zaprotestować przeciwko przyjazdowi Bułganina i Chruszczowa, by żądać wolności dla tych, którzy nadal siedzą w więzieniach. [...]
Pochód odbywa się w największej ciszy, w skupieniu, bez okrzyków, mówią za nas te tysiące, które w tej chwili idą przez ulicę, mówią nasze sztandary, mówią transparenty i mówią odznaczenia bojowe na piersiach setek, a właściwie tysięcy żołnierzy dawnych, którzy idą w tym pochodzie. [...]
Uczestnicy w pochodzie nie klaszczą [...]. Dzisiejszy protest jest protestem masy i protestem milczenia. [...]
Następuje najbardziej uroczysty moment tej wspaniałej manifestacji, do pomnika zbliżają się harcerze, niosąc wieniec. Za nimi generał Anders w otoczeniu polskich przywódców politycznych oraz przedstawicieli wszystkich narodów za „żelazną kurtyną”. Olbrzymi plac zalega kompletna cisza. [...] Chór śpiewa hymn narodowy: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...”.
Londyn, 22 kwietnia
Marta Olendzka, Wspólne milczenie, „Karta” nr 49, 2006.
Na czele pochodu ustawili się harcerze z wieńcami. Wieniec ma trzy stopy średnicy i uwity jest z biało-czerwonych kwiatów. Szarfy na wieńcu są koloru biało-czerwonego. Na szarfach widnieje napis: „In memory of our compatriots who perished under Communist terror” [Pamięci naszych rodaków, którzy zginęli pod komunistycznym terrorem].
Do wieńca polskiego zostały dołączone szarfy albańskie, czechosłowackie, jugosłowiańskie, łotewskie, litewskie i estońskie w barwach narodowych i z napisami oraz hasłami żądającymi przywrócenia wolności krajom ujarzmionym przez komunizm.
Za harcerzami niosącymi wieniec kroczyło sześciu chorążych z polskimi flagami narodowymi na drzewcach długości dwóch metrów. Tuż za nimi na czoło pochodu wysunęła się grupa złożona z generała Andersa, ambasadora Raczyńskiego, pana Malcolma Muggeridge’a [dziennikarza brytyjskiego]. Następnie kroczyli przedstawiciele polskiego życia politycznego i społecznego, a za nimi tłumy publiczności. [...] dalej szła grupa Armii Krajowej z generałem „Borem” Komorowskim na czele, pod własnymi transparentami. Kiedy grupa ta szła wzdłuż ulicy, tłumy zalegające chodniki spontanicznie zaczęły bić brawa. [...] wśród idących w pochodzie znajdowało się wiele kobiet i dzieci, widziało się też dzieci wiezione w wózkach. [...] szła również grupa młodzieży z kościoła Devonia, niosąc olbrzymi obraz Chrystusa w koronie cierniowej, z zakneblowanymi ustami. Dużymi literami napis głosił: „May the silent Church of Poland be the warning to free World” [Niech zakneblowany Kościół w Polsce będzie ostrzeżeniem dla wolnego świata].
Inne transparenty głosiły: „Free Cardinal Wyszyński” [Uwolnić kardynała Wyszyńskiego], „Eastern provinces back to Poland” [Kresy Wschodnie z powrotem do Polski], „Polish Airmen fought in the Battle of Britain. Of the 12,000 Polish Airmen 2,000 lost their lives for freedom” [Polscy lotnicy walczyli w Bitwie o Anglię. Spośród 12 tysięcy polskich lotników 2 tysiące straciło życie za wolność].
Londyn, 22 kwietnia
Marta Olendzka, Wspólne milczenie, „Karta”, nr 49/2006.
Począwszy od carskiej podchorążówki kawalerii, a skończywszy na francuskiej wyższej szkole wojennej uczono mnie, iż akcję bez nadziei zwycięstwa trzeba odwołać. Nie należy podejmować takich akcji, które nie mają szans powodzenia. Stosuje się to szczególnie w wypadkach, kiedy duża ilość osób cywilnych może być wciągnięta w taką akcję. Gdyby nawet udało się wyrzucić Niemców z Warszawy, co w sprzyjających warunkach może i było wykonalne, to co dalej? Walczyć z Sowietami bez żadnych szans zwycięstwa?
31 lipca